NASZA JEJMOŚĆ CZYLI BABA WIELKANOCNA.
Rzekł ktoś: „Książka bez przemowy
Jest tak, jak tułów bez głowy!”
Przeto muszę dać przemowę,
Żeby Jejmość miała głowę.
PRZEDMOWA
Rzadki dziś gość uśmiech na twarzy;
Same dąsy, same kwasy,
Kogo spotkasz już się skarży:
„Ciężkie czasy, ciężkie czasy”.
„Oj co źle, to źle mospanie!”
A mnie powala myśl pusta,
Choć raz na rok na Zmartwychwstanie
Śmiech wywołać wam na usta.
Hałas, tartas, rwetes, wrzawa, łoskot, łomot jak w młocarni,
W izbie parno, ścisk, kurzawa, drzwi wciąż skrzypią u spiżarni.
Znoszą masła, jaja, sery, mąki, cukry i korzenie;
Jak jest w domu dziewek cztery, jedna się za drugą żenie.
Skrobią, myją, w piecach palą, wiercą, tłuką, szyją, wrzeszczą,
Ledwo domu nie rozwalą, aż w piekarni belki trzeszczą!
Wszystko kłębi się jak w garnku, ledwo na głowach nie chodzą.
„Co to jest?... czy wir jarmarku?..” Gdzie tam, to święta nadchodzą.
Jejmość to jak Marek w piekle, torem czcigodnej prababy,
Żwawo, ogniście, zaciekle bije na Wielkanoc baby.
Bije placki, jajeczniki, torty, mazurki, kołacze;
Z tych powodów takie krzyki - dlatego jejmość tak gdacze.
Tak grzmi, trąca, łaje, bredzi, dyabłami sadzi, aż miło,
Że pies w domu nie usiedzi - aby się ciasto ruszyło...
I musi się gwałtem ruszyć, gdy Jejmość tak gębą rusza,
O wzroście bab można tuszyć, Jejmość jest to babia dusza!
Nikt sobie tak nie poradzi, jak nasza Jejmość przy cieście:
Gdy baba w górę się sadzi, wnet na nią buchnie dyabłów dwieście.
Jak ci panicze znienacka pochwycą ją na paznokcie,
Nie pomoże i krzyk Jacka, rośnie baba na dwa łokcie.
Lecz trzeba dwieście koniecznie; jak dasz mniej dozys za słaba,
Jak dasz więcej niebezpiecznie, może się rozsadzić baba.
Bo jak babie niewygodnie, wnet jej na nos siądzie chmura;
To się skrzywi. to opadnie, to zakalce albo dziura.
Na tem też to właśnie sztuka, miarę zachować w ilości;
Oj, trudna to jest nauka, zapytajcie się Jejmości.
I Jejmość, jak młodszą była, także nieraz przesadzała;
Raz jak tysiąc dyabłów wbiła, baba mazią się rozlała.
Lecz dzisiaj tak źle nie będzie, sławna czynem, sławna wprawą,
Sto bab z pieca wydobędzie, a za każdą woła „brawo...” ,
A każda w swym charakterze pulchna, rosła, lekka, sztywna,
A jak ją Jejmość ubierze w czepek cukru, to przedziwna.
Zostawmy więc gospodynię przy jej ważnem zatrudnieniu,
Przy mące, drożdżach, rozczynie, formach, jajach i korzeniu.
Niech grzmi, trąca, łaje, bredzi, wstrząsa piekieł fundamenta,
Jutro pójdzie do spowiedzi, da Bóg, że się upamięta.
Tymczasem nim Jejmość nasza uwieńczy swe szczere chęci,
Nim ksiądz dyabłów pozestrasza, dom i pieczywo poświęci;
I Nim chrześcijanom dookoła dzwon zgłosi Zmartwychwstanie,
Chodźmy bracia do kościoła na Chrystusa powitanie.
* * *
Cierpiał on za prawdę wiele, bo to prawda w oczy kole,
Dał nam przykład przyjaciele, jak krzyż dźwigać, znosić bóle.
Dziś już pękła moc szatana, patrzcie jak dzwon w górę buja:
Chodźmyż wielbić z ludem Pana: resurexit, Alleluja!...
Już lud z kościoła powraca i Jejmość już wraca nasza,
Musiała się udać praca, bo nas z uśmiechem zaprasza.
No chodźmyż w wesołym kole; a idąc ojców zwyczajem,
Uściśniemy się przy stole, dzieląc się święconem jajem.
Otóż mamy i święcone! a praca nie była marną;
W którą okiem rzucisz stronę, pieści wzrok pszeniczne ziarno.
Co za - baby! jakie ciasta! jaka lekkość! a smak jaki!
Jejmość coraz bardziej wzrasta, a że skromna piecze raki.
Więc gdy nam się pora zdarza, nie czyńmy domowi sromu,
Nie mijając gospodarza, zacznijmy od pani domu:
„Oby nam łaskawe nieba
Darów swoich nie szczędziły,
Oby nam nie brakło chleba,
Ani,życia, ani - siły -
Byśmy byli litośnymi,
W Bogu mogli się weselić,
I wszystkiem z nieszczęśliwymi,
Jak tem jajkiem się podzielić!”
[„Księgi humoru polskiego”. Zebrał, ułożył i objaśnił Kazimierz Bartoszewicz. Wydanie ozdobione portretami i autografami humorystów i satyryków polskich. Tom czwarty. Petersburg. Nakładem księgarni K. Grendyszyńskiego. 1897] |