Miałam nadzieję, że tym razem zobaczę słoneczko, zachodzące na szczycie Babiej Góry. Minęło kilka dni i zrobiło się bardzo pogodnie. Dął zimny wiatr, słonko świeciło, a my łapaliśmy katary. Okazało się, że moje wyliczenia, dotyczące zachodu, były fałszywe z powodu brzydkiej pogody i wówczas sądziłam, że słońce minęło już wierzchołek i toczy się po prawym zboczu. Kiedy się wypogodziło, słonko wreszcie usiadło na jej czubku. Mrugnęło do mnie złocistym promyczkiem i schowało się za szczytem. Piękny widok! Zazdrosna Babia zeźliła się okropnie w jesieni zeszłego roku, otuliła się chmurami i nie pokazała swojej krasy.
Jakie Zwiastowanie takie Zmartwychwstanie. Czekałam na 25.03., by sprawdzić przepowiednię. Ulżyło mi, bo było pogodnie, choć zimno. Jest jakaś nadzieja na pogodne, aczkolwiek zimne święta. Po południu zabrałam się za robienie pierogów z kapustą i grzybami. Grzyby zawadzały w zamrażarce, więc je usmażyłam z cebulą, doprawiłam pieprzem, solą, suszonym koperkiem i zmielonym kminkiem. Połączyłam z gotowaną, posiekaną kapustą słodką i kiszoną. Nadzienie wyszło znakomite.
Gotując te pierogi, przypomniałam sobie moje pierwszy raz robienie pierogi, jeszcze w podstawówce. Miałam chyba wtedy z 10 lat. A było tak...
Mama z Tatą i stryjem pojechali załatwiać pewne sprawy. Zbliżała się pora obiadowa i ja postanowiłam Mamie zrobić niespodziankę.Przygotowałam pierogi z serem i wrzuciłam je do wrzątku. Gdy się zagotowały, trzeba je było zamieszać i tu zdarzyło się nieszczęście. Nie wiem, co mnie zaślepiło, bo zamiast wziąć kopyść, to zamieszałam rogalką. Wylałam wszystko na durszlak i okazało się, że zostało ciasto z resztkami sera. Jaki wstyd!
Mama się śmiała a stryj patrzył zdziwiony. Tato złośliwie jeszcze przez wiele lat pytał mnie:
- Lućka, a pamiętasz jak rogalką mieszałaś pierogi?
- Pamiętam - odpowiadałam naburmuszona.
Później opowiadałam swoim córkom jako wpadkę dumnej młodej gospodyni.
Kilkanaście lat później moja koleżanka na biwaku (w latach 70. XX w.), do zupy ogonowej dodała goździki zamiast angielskiego ziela. Wszyscy liczyli, ile kto ma goździków w zupie, a ona płakała. Dopiero nasz humor ją uspokoił i podniósł na duchu. Nic się nie przejmujcie kulinarnymi wpadkami, bo można je obrócić w żart i śmieszną przygodę.
Na nadchodzącą Wielkanoc życzę wszystkim pogody ducha, cierpliwości i tolerancji.
P. S. Amarylis kwitnie w pełnej okazałości.
Lucyna Magierowska - potrawyregionalne.pl
© JM Media 2017. All rights reserved.
|