Mąż, śmiejąc się, poszedł do łazienki, ja zaś wpuściłam kotkę do domu i ją nakarmiłam. Kiedy wyszedł spod prysznica, to powiedział do mnie:
- Śniło mi się, że spotkałem w parku faceta, który prowadził żabę na smyczy.
Ja klapnęłam ze śmiechu na sedes, a mąż kontynuował opowieść:
- Nagle żaba skoczyła i zaplątałem się w smycz. Jak już stanąłem na nogi, to zobaczyłem naszą córkę, niosącą coś za pazuchą. Uśmiechnęła się i pokazała mi ślicznego szczeniaczka, który polizał mi usta. Z obrzydzeniem splunąłem, spadło to na głowę córki, a ja się obudziłem.
Z głupia frant zapytałam, co z żabą.
- Aaaa, facet wziął żabę pod pachę i poszedł.
Roześmiałam się i pomyślałam, że mąż ma ciekawsze sny i bardziej ciekawe ode mnie.
Zrobił mi na śniadanie sałatkę pomidorową z cebulką i oliwkami, doprawioną solą i pieprzem. Kromki chleba posmarował serkiem i ułożył na nich plastry łopatki wieprzowej. Dzień wcześniej, ugotowałam ją w kurkumie z dodatkiem pieprzu, soli, przypraw turecki do wieprzowiny i mocno wytrawnego malinowego wina. Mięso zrobiło się kruche, pachnące i bardzo smaczne. Zdrowsze takie mięso od kupnych wędlin z konserwantami.
Środa popielcowa wyznaczyła koniec zabaw i początek Wielkiego Postu. Tradycyjnie na obiad była zupa ziemniaczana z dodatkiem grzybów, zagęszczona zasmażką z razowej mąki, suto posypana świeżą pietruszką, szczypiorkiem czosnkowym i zielonymi piórami cebuli. Na drugie danie - ziemniaki pieczone na folii aluminiowej, posmarowanej oliwą, posypane ziołami. Po upieczeniu pachnące majerankiem i rozmarynem, podane zostały z jogurtem.
W pamięci utkwił mi pewien Popielec. Mama szyła coś na „Singerce”, a ja byłam okropnie głodna. Zapytałam Mamy o jedzenie, a ona mi rzekła, że w kuchni jest placek i mogę go zjeść. Wzięłam to, co nazwała plackiem. Było żółte, zimne, twarde i trudno było w nie wbić zęby. Mama powiedziała, że jest post i to powinno wystarczyć. Zapytałam:
- A ile dni tego postu?
Mama rzekł poważnym tonem:
- 40 dni.
- W każdy dzień będzie takie jedzenie?
- No tak – odrzekła.
Zmartwiałam i przeraziłam się taką perspektywą pożywienia. Dopiero błyski w oczach mamy uzmysłowiły mi, że zakpiła ze mnie. Długo nie mogłam dojść do siebie, że to tylko żart.
Tradycję postu w Popielec kultywujemy w rodzinie, tylko wnuków nie straszę twardym plackiem.
Życzę Czytelnikom wesołych snów!
P.S. Już zakwitły żółte krokusy.
Lucyna Magierowska - potrawyregionalne.pl
© JM Media 2017. All rights reserved. |