Urodził się 17 listopada 1946 r. pod Trzema Koronami, w pienińskich Maniowach. Dawne Maniowy już ie istnieją. Przykryła je tafla Jeziora Czorsztyńskiego. Mawiał więc o sobie, że jest góralem... podwodnym. Zmarł w Krakowie 23 lutego 2005 r.
Ukończył Liceum im. Nowodworskiego w Krakowie, a po maturze teatrologię na UJ, studiował też reżyserię w krakowskiej PWST.
Był krakowskim krakowskim dziennikarzem prasowym i radiowym, poetą (tomiki poetyckie: „Regina" - 1989, „Dopiero za pięć dwunasta" - 1988, „Gryps dla umarłych" - 2000, „Biały pokój - 2002 nagrodzony na Międzynarodowym Listopadzie Poezji Poznaniu, „Przeszedłem przez ścianę" - 2003, „Święty azyl" - 2004), felietonistą, satyrykiem i pisarzem.
Pisał sztuki teatralne, bajki dla dzieci, słuchowiska radiowe, opowiadania, reportaże, teksty satyryczne dla kabaretu „Pod Budą”, teksty piosenek m.in. do telewizyjnych „Spotkań z Balladą”. Pracę literacką zaczął od słuchowisk radiowych i sztuk teatralnych, które wystawiał w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie, w Teatrze „Groteska” w Krakowie, w Teatrze im. L. Solskiego w Tarnowie, w Teatrze „Pinokio” w Łodzi. Pisał w tarnowskich gazetach. Przewodniczył jury Konkursu Jednego Wiersza „O Laur Tarnowskiej Starówki".
Był również niestrudzonym animatorem i propagatorem kultury ludowej, z której wyrósł i do końca swych dni pozostał wierny, jurorem wielu przeglądów i festiwali, chyba najmocniej związanym z nowosądeckim „Świętem Dzieci Gór”, podczas którego prowadził festiwalowe biuro prasowe.
Współpracował z prasą polonijną, a dziennikarze polonijni z całego świata pamiętają Henia ze Światowych Spotkań Mediów Polonijnych, gdzie redagował codzienna gazetę Zjazdu „Wici".
Znaliśmy go też jako wspaniałego gawędziarza - „Jaśka Plewę”. Opracował i wydał zbiór góralskich śpasów zatytułowany „Cosik śmiysnego Jaśka Plewowego" oraz antologię humoru góralskiego - „Anegdoty góralskie".
W 2002 r. otrzymał Nagrodę im. Władysława Orkana „za całokształt twórczości poetyckiej, mało znanej i niesłusznie niedocenianej ale też za działalność satyryczną literacką i estradową), nade wszystko za uczynienie gór i krajobrazu podhalańskiego swoistą Atlantydą, za tematykę wiejską obecną nawet w jego gawędach i anegdotach rozpowszechnianych w tradycyjnych i w nowoczesnych nośnikach informacji”.
W 2005 r. został uhonorowany (obok Władysława Cybulskiego, Marii Ziemian, Leszka Dutki oraz Jana Kantego Pawluśkiewicza) „Złotym Laurem” przez krakowską filię Fundacji Kultury Polskiej, za „mistrzostwo w dziedzinie twórczości artystycznej, dziennikarstwa i krzewienia kultury regionalnej".
Nie zdążył zrealizować niewielkiej nawet części marzeń i talentów. I jak to z wybitnymi postaciami bywa - nie był doceniany tak, jak na to zasługiwał.

Mam do Henia sentyment szczególny. Swój pierwszy „tekst” opublikowałem, w 1976 r., w „Pogłosach Kramu” - gazetce, którą współredagował z Wieśkiem Kolarzem (też już ś.p. - niestety) podczas „Konfrontacji Ruchu Artystycznego Młodzieży”. Odbywały się one w Myślcu nad Popradem, na przełomie czerwca i lipca. Jako zadatek na redaktora pisywałam w tym periodyku przez kolejne 4 lata. Zimą 1980 r. spotkaliśmy się w krakowskim radiu na Szlaku, gdzie odbywałem redakcyjną praktykę studencką. Choć z niewielu był wówczas na „ty”, zakazał mi mówić do siebie „per Pan”.
W Radiu Kraków prezentował swoje znakomite felietony, które często powstawały „ad hoc”, z czym spory problem mieli cenzorzy. Że też nikt nigdy nie nagrał tych Heńkowych „spowiedzi” (!!!) przekazywanych na Basztową przez telefon lub świtaniem, często nawet do... łóżka dyżurnego cenzora - bo i tak bywało. Nosił je w sobie.
Do stanu wojennego pisał sam, w ostatniej chwili, tuż przed wejściem na antenę, tak, że czcionki poczciwego „Łucznika” nie nadążały niekiedy za myślą.
W stanie wojennym, kiedy Radio Kraków wznowiło nadawanie programu lokalnego, a także i po nim, już tak nie było. Musiał „spowiadać się” w przeddzień, a i na Basztową nie raz iść z tekstem napisanym na maszynie (Ola - „Wiewióra” - redakcyjna maszynistka w Radiu Kraków, choć nie paliła, „wypalała” przy nim - co najmniej - pół paczki). Tego nie trawił, ale... tolerował (nie miał wyjścia), bo inaczej, niż dzisiaj, rozumiał co to felieton.
Na antenie i tak coś od siebie „dodał” - wystarczyło drobne przejęzyczenie lub zawieszenie głosu. Bo... mylić się jest rzeczą ludzką, a kiepskie oświetlenie stołu w studiu też przekazowi treści mogło nie służyć.
O tekstach do „Eremsu” (radiowego magazynu satyrycznego) lepiej nie wspominać, bo przynosił je zawsze... zmasakrowane.

Gdy podczas „wojny” radio przestało grać, my graliśmy w redakcji w karty, w tysiąca, para kontra parze. Gdy radio zaczęło grać na nowo zajmowaliśmy się już każdy swoją robotą.
To był - jak sądzę - początek 1983 roku. Po nagraniu przyprowadziłem do redakcji, na kawę, Konrada K. Pollescha - znakomitego krakowskiego artystę-fotografika. Opowiedział gwarą jakiś śląski dowcip o Trudce. I... zaczęło się!
Z Heńka wylazł Jasiek Plewa!!! Dobrą godzinę pokładaliśmy się wszyscy ze śmiechu. Henio śpasował - opowiadał gwarą pienińską góralskie facecje (często z morałem). Bo śpas to odmiana dowcipu, kawału.
Wiem, że nie znosił łzawych wspominków, przeto spisałem mozolnie śpasowanie Jaśka Plewy z nagrań dokonanych w 2000 r.
Tu można je przeczytać, a także posłuchać w wykonaniu Autora - - - - - - - - - - - - - - - - - >
Był zakochany w gwarze, w ludowości, w folklorze, ale nie znosił „cepeliad”. O ile pamiętam, bacówka na Parchowatce (w Beskidzie Sądeckim, nad Łomnicą k/Piwnicznej) była Jego już z końcem lat 70. Pomieszkiwał w niej przez kilka miesięcy w roku, naprawiał, uzdajał, ryktował.
Kochał góry na zabój. Gorczański Turbacz nazywał „świętą górą”. Żałował, że nigdy nie wyciągnął tam za sobą Juliana Kawalca, z którym bardzo się przyjaźnił.
Opowiadał mi kiedyś o ulubionej trasie górskich wędrówek, wiodącej z Krościenka, przez Dzwonkówkę, na Przechybę, Radziejową i dalej - w Małe Pieniny, na Wysokie Skałki, w Wąwóz Homole i do Jaworek, gdzie w karczmie do herbatki zbójnickiej przygrywała cygańska kapela.

Zapraszam do posłuchania tej rozmowy, zarejestrowanej jeszcze na taśmie magnetofonowej, stąd nagranie nie jest dobrej jakości (by odtworzyć lub pobrać, proszę kliknąć w zdjęcie).
Nie lubił mówić o sobie za wiele. Znajomych dobierał wedle własnego upodobania i... klucza. Jeśli jednak trafiło się do ich grona, był wspaniałym kumplem i przyjacielem!!!
Jasiek Plewa mawiał:
Kiedy fto fcioł się wiyncy o mnie wywiedzieć, cekom całe lato kazdego roku mojym sałasie nad Piwnicnom. Na mój dusiu, stamtela syćka generały i prezydenty, mędrki i proroki som takie malućkie, ze ik gołym okiym nie uwidzis. Tam dopiyro pojmies, ka się nacyno świynty spokój...
Henryk Cyganik dodawał: Mój wymarzony zawód to... bogaty nierób zapomniany w górach.

W przedmowie do jednego z autorskich tomików poetyckich, już po odejściu z Radia Kraków, tak pisał:
...Urodziłem się ponad pół wieku temu na dnie jeziora. Jestem już dość stary, więc musiały to być stare Maniowy na Podhalu Niżnym. Będąc Henrykiem bez ziemi i bez nadziei, że wyżyję z sadzenia gruli i siania jarcu, wyjechałem do miasta. I stałem, się wyrobnikiem pióra... (...) ...Trochę mnie też rzucało po kulisach teatralnych, po estradach kabaretowych, ale w sumie udało mi się skończyć (nie jest to ostatnie słowo) jako gospoś domowy. Napłodziłem mnóstwo tekstów i pięcioro dzieci. Dziećmi zajmuję się sam, teksty zostawiam biografom. Niech sobie też zarobią. Więc nie będę truł co, ile i kiedy napisałem... (…) Ważne, że i w czasach PRL, i w obecnej transformacji, przy pewnej stałości poglądów i uczuć, udaje mi się pisaniem zarobić na życie. Jestem z tego faktu bardzo dumny. Nawet bardziej niż samego pisania...
Wiele wierszy poświęcił ukochanym górom. Jeden z nich, śpiewany dzisiaj jako ballada na szlakach górskich wędrówek (obecny w śpiewnikach turystycznych z opisem „autor nieznany”) najpełniej – jaki sądzę - oddaje Jego szczególny sentyment do piękna krajobrazów, w których się urodził, wychował i żył...
MODLITWA MIEJSKA
słowa: Henryk Cyganik, muzyka: Henryk Mosna
A ty mnie, Boże, w górach schowaj,
w chmurach, na halach wiatrem kołysz.
Niech gwiazda z jodłą piszą słowa
mojej modlitwy z traw i kory.
A ty mnie, Boże, z miasta zabierz,
tu zawiść z chamstwem sączą piwo,
tu kurwa z posłem piszą prawa,
krew się zalewa perspektywą.
Ref.: Więźniowie liczą lata i dni,
pasterze owce, drzewa wiatr.
Poeci wiersze liczą, pies pchły,
polityk stołki, ludzie szmal.
Na siebie liczę, Panie, ja,
na Ciebie, Panie, trochę też,
dlatego nawet jeśli mgła,
na drodze kamień, w bliźnim bies
- powiadam Ci
jak myśli i świerszcze
ja jestem wolny
jestem.
A Ty mi , Panie, wskaż prawdziwą
wolność bezkresu rozgwieżdżoną,
gdzie ziemia szumi lasów grzywą
i ognisk wielkie wiary płoną.
A Ty mnie, Panie, zobacz wreszcie
tam, skąd się zaczął praocean,
a nie w tym podłym, pustym mieście,
w którym się dusi nawet ziemia.
Ref.: Więźniowie liczą lata i dni...

Tekst i foto: Leszek Horwath oraz archiwum portalu.
Nagrania: Leszek Horwath
© JM Media. All rights reserved.