Mędrcy byli magami. Tak nazywano w starożytności kapłanów staroperskiej religii czcicieli ognia - zoroastryzmu. Magowie, posiadający wielką a tajemną wiedzę, uważani byli za ludzi niezwykle mądrych, posiadających czarnoksięskie umiejętności. Z trzech magów uczyniono w średniowieczu trzech królów, nadając im imiona: Kasper, Melchior i Baltazar. Kasper miał być przy tym Murzynem i tak jest przedstawiany. Cesarz niemiecki, Fryderyk I Rudobrody zdobył w 1164 roku Mediolan i z tamtejszej katedry zabrał czczone wielce relikwie Trzech Mędrców. Zasłynęły one odtąd w Kolonii, która wprowadziła rozpowszechnioną w całym Kościele katolickim uroczystość, obchodzoną 6 stycznia. W dniu tym już pod koniec średniowiecza poświęcano złoto i kadzidło, zaś dość niedawno temu, bo w XVIII wieku, zapoczątkowano zwyczaj poświęcania w tym dniu kredy.
Świętu temu towarzyszyły rozliczne zwyczaje. Chłopcy chodzili od domu do domu z gwiazdą, z groźnym Turoniem, Herodem i z innymi jasełkowymi postaciami. Otrzymywali w zamian od gospodyń rogale. Święconym kadzidłem okadzano domy. Pod koniec świątecznego obiadu rozdawano ciasto, w którym ukryły był migdał. Kto go znalazł, okrzykiwany był „królem migdałowym”. Kiedyś trafiłam do leżącej w pobliżu Kopenhagi pięknej karczmy pod samym Sundem - cieśniną oddzielającą Danię od Szwecji. Wspaniały, świąteczny posiłek (zimny talerz złożony z dziesiątek rodzajów mięs, ryb i sałatek oraz rozmaitych smakołyków, podany gościom - jako że było :o w przededniu świąt - zakończył się wspaniałym deserem, w którym - a jakże - wszyscy poszukiwali migdała, bo jego znalazca - migdałowy król - miał otrzymać specjalną nagrodę. Migdałowym królem nie zostałam, deser jednak mi smakował.
Postaci Trzech Królów odgrywały też wielką rolę w kunsztownych i misternych szopkach. Najpiękniejszą z nich - niezmiernie misterną szopkę, którą w XIX wieku pewien genialny niemiecki rzemieślnik zbudował dla pocieszenia swego chorego, pozbawionego matki synka, podziwiać można w Wambierzycach koło Kłodzka. Stworzono dla niej specjalne muzeum. Jest to prawdziwy majstersztyk. Królom towarzyszyły w szopkach orszaki, wojska, zwierzęta.
Kończono w dawnych czasach świętem Trzech Króli gody - okres od Bożego Narodzenia trwający, w wielu szlacheckich domach oznaczający dwa tygodnie nieprzerwanego, wspólnie z licznymi gośćmi, ucztowania i pijatyki, dla służby zaś czas wolny od pracy.
Księża święcili wówczas wodę i rozpoczynali kolędowe wizyty u swych parafian. Także z obchodem „po kolędzie” wiązano miły zwyczaj: która panna pierwsza usiadła na krześle, opuszczonym przez właśnie wychodzącego z domu księdza dobrodzieja, ta najwcześniej za mąż wychodziła.
A po Trzech Królach rozpoczynały się zwykłe, codzienne obowiązki. Życie biegło dalej utartymi koleinami, wśród iskrzących się śniegów, których dzisiaj próżno szukać, w promieniach słońca i w poświacie odległych gwiazd, wśród których znowu, za rok, ukazać się miała ta jedyna, betlejemska...
Babcia Alina |